|
|
Autor |
Wiadomość |
ewcia760
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:51, 29 Gru 2006 Temat postu: Nasze opowiadania, wiersze itp. |
|
|
Wiadomo o co chodzi.
Proszę....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
daisy
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 2:41, 30 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Słońce wzeszło o czwartej dwadzieścia sześć. Był to wiosenny, ani zimny, ani ciepły, sto jedenasty dzień roku. Teraz powinien być krótki opis zapachu wiosny, świeżej zieleni, takie pastelowe miękkie tło, dobre bez wątpienia dla czytelników tegoż opowiadania, ale nic z tego! Żadnych słodyczy! Gdyż autorka, czyli ja ... nie umie pisać.
Basia Storosz, to właśnie ta dwudziestokilkuletnia kobieta, po wzięciu porannego, można właściwie powiedzieć przedpołudniowego, bo w dni wolne od pracy lubiła dobrze się wyspać (co jadła – nie wiemy), po wykonaniu starannego, delikatnego makijażu, który pozwolił zamaskować jej podpuchnięte od płaczu oczy, po wdzianiu na siebie bardziej elegantszego stroju, spryskując się przy tym perfumami, zarzuciła brązowy letni płaszczyk i wreszcie wyszła z mieszkania.
Windą zjechała do podziemnego garażu, gdzie obok siebie na miejscach nr 23 i 24 stały zawsze dwa samochody. Jej, ciemny Nissan i jego, srebrna Toyota Corolla. Spojrzała ukradkiem na puste miejsce i czując napływające, kolejne łzy, wsiadła przekręcając od razu kluczyk w stacyjce. Szybkim ruchem ręki pożegnała ochroniarza, poczym wyjechała na jedną z głównych ulic stolicy, kierując się w stronę Sądu Rodzinnego.
Sąd orzeka rozwód związku małżeńskiego zawartego dnia 15 maja 2004 roku pomiędzy Markiem Krzysztofem Brodeckim urodzonym 7 maja 1978 roku w Warszawie i Barbarą Katarzyną Brodecką urodzoną 7 lutego 1979 roku w Przemyślu. Sąd przyznaje obojgu rodzicom prawo do opieki nad małoletnią Magdaleną Brodecką. Kosztami utrzymania i wychowania małoletniej córki sąd obciąża oboje rodziców, określając udział w tych kosztach ojca Marka Krzysztofa Brodeckiego na rzecz córki Magdaleny Brodeckiej, na kwotę 800 zł miesięcznie, płatne do rąk matki, z góry do 10 dnia każdego miesiąca.
- Baśka poczekaj .... Baśka! – zatrzymał ją dopiero przy drzwiach, zwracając ku nim uwagę przechodniów. – Baśka porozmawiajmy! – złapał ją mocno za łokieć i odciągnął na bok.
- Nie mamy o czym! ... – po jej policzkach pociekło kilka łez, które natychmiast przetarła. – A jeśli chodzi o twoje rzeczy, to możesz jeszcze dzisiaj po nie przyjechać! ... A z Magdą będziesz widywać się u swoich rodziców.
- A praca? ...
- Praca jest już dawno załatwiona! – westchnęła głęboko, zamykając na dłuższą chwilę oczy. – Nie martw się! Nie rozwaliłabym takiego świetnego tandemu, jaki tworzycie z Adamem. Od nowego roku zaczynam pracę w Głównej! Grodzki załatwił mi już przeniesienie!
- Co???
Cisza. Spokój. Pogaszone światła. Porozwalane ślubne zdjęcia. Jego podkoszulka wtulona w twarz i gorąca czekolada w jego ulubionym kubku. W tle cichutka muzyka Stinga, przypominająca pierwsze randki. A na kanapie zapłakana już panna Storosz.
- Dlaczego moje życie jest takie popieprzone? – szeptała raz po raz pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi. Odkąd pamięta każdy powtarzał im, że są dla siebie stworzeni. Pasują do siebie, kochają się mimo wszystko i świata poza sobą nie widzą. Kiedy pojawiła się Madzia ... – Uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie. - Marek z ledwością wytrzymał poród, nie mówiąc już o niej samej. Ale warto było. Ich mała pociecha, oczko w głowie po dziewięciu miesiącach oczekiwań była wreszcie z nimi ...
Z zamyślenia wyrwały ją jakieś dziwne odgłosy za drzwiami od mieszkania. Wtuliła się mocniej w jego koszulkę, która jeszcze nim pachniała i marzyła tylko o tym by zasypiając czuć ten zapach. Niestety! Natarczywe pukanie nie ustępowało. Zerwała się z kanapy zarzucając na plecy koc i poszła otworzyć.
W progu stał on, jej były mąż. Dopiero po chwili otrząsnęła się, przypominając sobie jego zaszczytną wizytę. Nic nie mówiąc, gestem ręki zaprosiła Go do środka.
- Przy ... – odetchnął. – Przyjechałem po rzeczy. ...... I zobaczyć się z małą! – dodał, podążając za Basią do ich „wspólnej” sypialni.
- Rzeczy przygotowałam. Leżą tutaj! - podchodząc do okna, wskazała na dosyć duże łoże pod ścianą. – A Magda ... przepraszam, ale nie miałam siły na nic. Nocuje u Twoich rodziców. Więc, jak chcesz, to jedź do nich, chociaż już pewnie śpi.
- Pewnie tak! Basiu ... – stanął zaraz za nią, zbliżając się na niebezpieczną odległość. Kładąc dłonie na jej ramionach zadrżała. Spod powiek wypłynęło jeszcze więcej łez. Tak bardzo jej tego brakowało, jego silnych ramion, pocałunków. – Przepraszam! – wydusił, delikatnie całując ją w tył głowy.
- Wyjdź! -wyszeptała. To było dla niej za dużo. Czuła, że jeszcze chwila i nie wytrzyma. Nie wytrzyma i poprosi Go, żeby został. – Wyjdź! – krzyknęła, kiedy nie zareagował. Odwróciła się, odpychając go od siebie. Ale zamiast tego, on mocniej pochwycił ją w swoje ramiona, przytulając. – Marek zostaw mnie w spokoju, rozumiesz? – nie odpowiedział. Poluźnił uścisk, zjeżdżając wzrokiem na jej usta.
- Jesteś cholernie pociągająca, kiedy się denerwujesz ... – przejechał palcem po jej policzku i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, przywarł ustami do jej ust. Najpierw badawczo, jakby poznając od nowa ciało byłej żony, a następnie coraz zachłanniej. Storosz na początku próbowała się obronić, odepchnąć go, ale na marne. Poddała się, odwzajemniając każdy jego gest. Całowała, pieściła ... zrzucając z każdą sekundą z siebie i niego kolejne części garderoby ... Poniesieni gorącą falą namiętności, pragnęli siebie nawzajem, jak nigdy przedtem. Odrzucając w kąt wszystkie nieporozumienia, kłótnie oraz dzisiejszy dzień, poddali się swoim ciałom, przypominając każdą wspólnie spędzoną noc ...
Ten jeden, jedyny wieczór tak różny od tych spędzonych razem w czasie trwania całego ich małżeństwa wydawać by się mógł być świetnym pożegnaniem. Ostatnim akordem ich wspólnego życia. Jednak teraz nie myśleli o tym. Leżeli wtuleni w siebie, rozkoszując się uczuciem wszechogarniającego szczęścia ...
Do czasu ...
- Wyjdź! – usłyszał nagle podkomisarz, próbując usnąć w ramionach ukochanej kobiety. – Wyjdź i nie krzywdź mnie więcej! ... Wyjdź! – wyszeptała, podnosząc się do pozycji siedzącej, otulając kołdrą. Podkuliła nogi, ciężko łkając i przecierając zapłakane oczy.
- Ale Basiu ...
- Nie rozumiesz? Wyjdź! – wywrzeszczała mu w twarz, czego już nie zniósł. Wstał, pozbierał swoje rzeczy i wyszedł ...
Marek wybiegł z klatki, zatrzymując się dopiero po drugiej stronie ulicy. Nie przeszkadzały mu spływające po włosach i twarzy roztopione płatki śniegu, ani ogarniające jego ciało zimno. Stał, wpatrując się w okna sypialni i rysującą się w nich postać ślicznej blondyneczki. Wyszeptał cichutko dwa magiczne słowa, mając w nadziei, że mimo wszystko ona je usłyszy, poczym nie zważając na panującą pogodę, odwrócił się, idąc w kierunku swojego, tymczasowego lokum. Nie przejmował się przechodzącymi obok niego ludźmi, którzy raz po raz szturchali go ramionami... nie czuł nic, poza tym przejmującym uczuciem, że z własnej głupoty zaprzepaścił swoje szczęście. Stracił to, co miał najważniejszego - żonę i córkę. Oprócz tych dwóch istot nie liczyło się nic i nikt inny... Bez niech czuł tylko pustkę. Niewidzącym wzrokiem obserwował jakieś młode małżeństwo z małym dzieckiem, które pomimo późnej pory i mrozu wybrało się na spacer. Powiódł za nimi spojrzeniem. To przecież mógł być on i Basia. Nie mogąc znieść fali wspomnień, która zalała go w jednej chwili opadł na stojącą nieopodal ławkę. Ukrył twarz w dłoniach, przypominając sobie początek końca jego szczęścia ...
Biała, sterylnie czysta sala. Dookoła unosił się tak bardzo przez nią znienawidzony, charakterystyczny zapach leków. W pomieszczeniu oprócz jednego, niewielkiego kwiatka znajdowało się tylko szpitalne łóżko. Od kilku godzin leżała na nim drobna kobieta. Przewracała się z boku na bok, raz po raz patrząc w stronę drzwi. Wyraźnie na kogoś czekała. Uśmiechnęła się i odetchnęła z ulgą, kiedy drzwi w końcu się otworzyły ...
- Marek ... – wyszeptała, widząc w progu tak długo wyczekiwanego męża. Podniosła się do pozycji siedzącej wyciągając ku niemu swoją dłoń. Tak bardzo chciała, żeby ją teraz przytulił, zabrał do domu, do Madzi. On jednak wydawał się w ogóle tego nie zauważać. Zamiast tego na jego twarzy malowała się wściekłość.
- Co ty sobie wyobrażałaś? Mogłabyś mnie oświecić? – spytał podniesionym głosem, przybliżając się do jej łóżka. Basia skrzywiła się. Nie spodziewała się po nim takich krzyków, chociaż podejrzewała, że jej mąż może być niezadowolony. Jeszcze nigdy nie zwracał się do niej w taki sposób. – O czym myślałaś? Bo na pewno nie o mnie i Magdzie! – odpowiedział sobie sam. – Pomyślałaś o niej? Przecież jest taka maleńka ... ona Cię do cholery potrzebuje! Żywej! – zaznaczył dobitnie.
Basia spojrzała na niego ze łzami w oczach. „Magda Cię potrzebuje ...” – ciągle dźwięczały jej w uszach jego słowa. – „A ty ... tobie już nie jest potrzebna?” – pytała samą siebie w myślach, nie mając odwagi powiedzieć tego na głos. Nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której obydwoje powiedzą coś, czego będą później żałować. Byli przecież idealnym małżeństwem ...
- Marek ... proszę Cię! – powiedziała cicho, łudząc się, że jej łagodny ton głosu go uspokoi. – Skąd miałam wiedzieć, że ten facet będzie uzbrojony? Nic się przecież nie stało ... Już po wszystkim!
- Nic się nie stało? ... I ty mówisz to tak spokojnie? To, że nasza córka mogła stracić matkę, a ja żonę!? ... Zastanów się, co ty mówisz! – delikatnie popukał się w skroń. – Wystarczająco długo pracujesz w tym bagnie, żeby wiedzieć, że nawet najprostsza akcja może okazać się tą ostatnią. Ale nie! Pani podkomisarz zamiast wykonywać polecenia, wbiegła sama, myśląc, że przestępca nie jest uzbrojony! ... – zaironizował
- Marek ... – powtórzyła po raz kolejny jego imię, wycierając i tak już zapuchnięte od płaczu oczy.
- Ryczeć potrafisz, a myśleć to chyba już nie! ...
Basia nie wytrzymała napięcia. Mimo bolącego lewego barku i ręki, przetarła zapłakane oczy i wstała podchodząc do zdezorientowanego lekko już Marka. Nie mówiąc nawet słowa, wypchnęła Go na korytarz i z hukiem zatrzasnęła drzwi. Oparła się o nie i zjeżdżając do pozycji siedzącej, ukryła twarz w dłoniach ...
Przez kolejne dni jej pobytu w szpitalu odwiedzali ją tylko przyjaciele i rodzice Marka z Madzią na czele. Od pamiętnej kłótni, ani razu w drzwiach sali nie ujrzała męża. Nawet nie zadzwonił, nie wysłał sms’a. A kiedy o niego pytała, wszyscy nagle zmieniali temat, albo wykręcali się zwykłym słowem „w porządku”.
W przeddzień wypisu siedziała na łóżku po turecku, czytając kolejną stronę ulubionej książki. Nie łudziła się już nawet że Marek ją odwiedzi, czy choćby zadzwoni, nie mówiąc o odebraniu jej ze szpitala. Jakież było więc zdziwienie kiedy późnym popołudniem drzwi do jej sali otworzyły się, ukazując olbrzymi bukiet krwistoczerwonych róż. Basia zamarła w pierwszej chwili, lecz szybko otrząsnęła się i promiennie uśmiechnęła. Przekonana, że to prezent od męża, który w końcu przyszedł ją odwiedzić i może nawet przeprosić, zerwała się z łóżka. Uśmiech zamarł jej na ustach, kiedy zamiast Brodeckiego ujrzała posłańca. Postawiła prezent na stoliku i sięgnęła po malutki liścik między kokardką, a łodygą.
Szybkiego powrotu na komendę koleżanko Brodecka! – Adaś & Zuzia:*
Następnego dnia była już w domu. Z samego rana odebrał i przywiózł ją Adam. Nikogo nie było. Madzia u teściów, a Marek ... z relacji przyjaciela na komendzie, wypełniając zaległe akta. Doskonale wiedziała, że nie chciał jej widzieć. Widać nie czuł się winny ich pierwszej, poważnej jako małżeństwo kłótni.
Weszła do sypialni, w której panował istny bałagan. Nie wywietrzone, łóżko nie pościelone i walające się po podłodze jego ubrania. Sięgnęła po jedną z koszulek, siadając na podłodze pod ścianą i mocno ją do siebie przytulając, wdychając przy tym zapach znajomych, męskich perfum.
Obiecując sobie więcej się nie mazgaić, szybko wstała z zamiarem posprzątania tego całego ... „burdelu”. Przebrała się, sięgnęła do szafki po jakieś czyszczące specyfiki i wzięła się do roboty. Tak, że wieczorem całe mieszkanie, gotowe na przyjście spracowanego ciężko męża lśniło połyskiem. Powtarzając sobie, że Marek jest najważniejszym dla niej mężczyzną, nie licząc ojca oraz braci, postanowiła pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę, przygotowując do tego również jego ulubione danie, czyli kurczaka w ziołach i spędzić romantyczny wieczór tylko we dwoje.
Czekając, prawie zasypiała na kanapie przed telewizorem. Brodecki pojawił się w domu dopiero koło północy. Słysząc chrobotanie zamku, zerwała się do pozycji siedzącej, zapalając stojącą pod oknem lampę.
- Marek ... – rzuciła niepewnie, widząc wchodzącego do salonu męża. Próbowała zachowywać się naturalnie, jakby w ogóle się nie kłócili, ale to było trudniejsze, niż myślała. Brodecki kompletnie ją zignorował. Idąc w stronę łazienki zdejmował z siebie kolejne części garderoby, rzucają je na podłogę, a po chwili znikając za drzwiami. Nie zdążyła nawet nic powiedzieć. Usłyszała tylko szum spływającej wody ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewcia760
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:37, 30 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Śllicznie Daisy. Ile emocji. Mam nadzieję, że szybciutko napiszesz c.d. Prosze.....szybciutko!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dorcia:)
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: heczwegas:D
|
Wysłany: Sob 12:13, 30 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Daisy slicznie!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anulka :D
Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:53, 31 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Świetnie daisy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
daisy
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:25, 02 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Zdenerwowana jego zachowaniem, przed uprzednim głębokim wdechem i zaciśnięciem pięści, wparowała do łazienki, odsuwając zaparowane drzwiczki prysznica. Marek zakręcając zawory, odwrócił się i wyszedł, odpychając ją lekko ręką. Złapał za ręcznik, owinął się nim w pasie i wyszedł ...
- Marek ... – krzyknęła, podążając krok w krok za nim. – Marek proszę Cię! Długo zamierzasz mnie ignorować? Co się z tobą dzieje? ...
- Nic! – odburknął. Narzucił na siebie koszulkę, bokserki i kolejny raz lekceważąc kobietę, którą podobno kocha, zgasił światło i położył się do łóżka, rzucając przy tym krótkie „Dobranoc”. Brodecka powstrzymała kolejne łzy goryczy i wyszła trzaskając drzwiami. Wróciła do salonu. Wyrzuciła kolację do śmieci i posprzątała nakryty stół. Usiadł na kanapie i zaczęła płakać ... Miała wszystkiego serdecznie dosyć. Dosyć jego zachowania i pomiatania nią. Nie poznawała go. W tej chwili był dla niej zupełnie obcym człowiekiem, a nie mężczyzną, w którym się zakochała. Postanowiła więc to jak najszybciej wyjaśnić. Wparowała z powrotem do sypialni. Zapaliła światło, które oświetlając jego oczy, wybudziło go z twardego do tej pory snu. Podniósł się, opierając na łokciach i przymrużając oczy, spojrzał na nią z jeszcze większą wściekłością, niż miał okazję robić to do tej pory.
- Wstawaj ... – huknęła, zrzucając na podłogę pościel. – Nie pójdziesz spać, dopóki mi tego wszystkiego nie wytłumaczysz. Rozumiem, że mogłeś być na mnie zły, ale ...
- Ale zgaś to światło, bo jestem zmęczony i chcę iść spać! – odkrzyknął. Kiedy nie zareagowała, wstał i ponownie zgasił. Ale ona, kiedy tylko z powrotem się położył, zapaliła i podeszła bliżej łóżka. – K***a nie rozumiesz, co do Ciebie mówię? Zgaś to światło!
- Nie!!! Marek ... – zaczęła spokojnie, ale on nie miał nawet ochoty jej słuchać. Wstał, biorąc do ręki poduszkę i wyszedł do gościnnego pokoju. Baśka od razu pobiegła za nim. – Co ja Ci takiego zrobiłam? No co? ... Ignorujesz mnie, traktujesz, jak zwykłą szmatę! Naprawdę chcesz się kłócić? Marek ...
- Po pierwsze ... – wbił swój palec wskazujący w jej ramię, popychając do tyłu. – W ogóle nie liczysz się z rodziną! Masz mnie i Magdę gdzieś! – podkomisarz rozszerzyła oczy z zaskoczenia. – Po drugie flirtujesz z kim popadnie! ... Nawet nie zaprzeczaj, bo wszystko widziałem! – dodał szybko, widząc, że chce się obronić. – Po naszej kłótni, na drugi dzień przyszedłem do szpitala, ale moja żona była zajęta jakimś młodym stażystą, który się do niej wdzięczył i której się to najzwyczajniej w życiu podobało.
Brodecka odwróciła się do niego tyłem, łapiąc za głowę i niedowierzając w to, co słyszy.
- .... ty jesteś zazdrosny! – wyrzuciła.
- Zresztą nie tylko on. Na akcji flirtowałaś z tym nowym technikiem .... jak on miał? Robercik? – zaśmiał się ironicznie. – Nie zdziwię się wcale, słysząc o kimś jeszcze! Niedługo weźmiesz się za ...
- Zamknij się! – wrzasnęła, z ledwością oddychając i powstrzymując i tak już cieknące po jej policzkach łzy. – Nienawidzę Cię! Zostaw mnie w spokoju ...!!!
- Co? Prawda w oczy kole? ... Przyznaj się lepiej z kim mnie w tej chwili zdradzasz! I czy Magda jest w ogóle moją córką! ... (...)
Taka sytuacja w przeciągu kolejnego tygodnia powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie. Kłótnie, wrzaski, których świadkiem była któregoś dnia nawet Zuzia. Z kochającego małżeństwa, cieszącego się każdym, wspólnie spędzonym dnie przerodzili się dwoje walczących ze sobą wrogów.
- Nienawidzę Cię!!! ...
- To po co za mnie wyszłaś? ... – pchnął ją mocno na kanapę. – Nigdy mnie nie kochałaś! Po co ja Ci się w ogóle oświadczyłem?! Jesteś ... – nie dokończył. Poczuł za to mocny i siarczysty policzek, wymierzony przez żonę, na którym pozostał jeszcze czerwony ślad po jej dłoni. – K***a!
- Nigdy więcej .... – westchnęła, zbierając swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wrzucając do podręcznej torebki. – Nigdy więcej ... – powtórzyła i wybiegła z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi, zostawiając go samego ze swoimi myślami i ich płaczącą od dłuższego czasu córką ...
Marek podszedł do drzwi i z całej siły uderzył w nie pięścią. Bluźniąc do siebie pod nosem zjechał po nich do pozycji siedzącej, ale słysząc płacz córeczki, szybko się podniósł i poszedł do jej pokoju.
Mała była cała zalana łzami. Natychmiast wziął ją w ramiona i mocno do siebie przytulił, próbując uspokoić. Gdy to nie poskutkowało, usiadł z nią na kanapie w salonie, przyciemniając zapalone światło i cichutko nucąc tekst ulubionej piosenki Basi.
- Masz takie same oczka, jak ona, wiesz? – wyszeptał, kiedy usnęła.
Z samego rana zawiózł córkę do rodziców i nie przejmując się nieobecnością żony, jak gdyby nigdy nic pojechał do pracy. Myśląc, że tam ją zastanie, do kanciapy wszedł troszkę niepewnie. Zastał tam jednak tylko Adama, który siedząc za swoim biurkiem, czytał poranną prasę.
- Cześć! – rzucił, opierając się o framugę drzwi od jego gabinetu. – Nie ma Baśki? – zapytał, uznając to za coś normalnego. Przecież każdy mąż czasami nie ma pojęcia, co dzieje się z jego żoną. – Co? – dodał, zauważając dziwny wzrok Zawady
- Mnie się pytasz? ... To ja jestem jej mężem, czy ty? Ja z nią mieszkam, czy ty? – zaatakował kolegę serią pytań i lekką nutką ironii w głosie.
- O co Ci chodzi? – oburzył się. – Nie możesz odpowiedzieć, tylko mnie atakujesz bezpodstawnie?
- Na pewno bezpodstawnie? – odłożył czytaną gazetę i podszedł bliżej Brodeckiego. – No mów! Znowu się pokłóciliście? – skinął głową. – Zuzia mi mówiła ...
- A Zuzia to co? ... Zamiast pracować, to plotkuje?
- Przestań!
- Nie Adam! ... Wtrąca się w nie swoje sprawy!
Basia nie pojawiła się w pacy, ani domu przez kolejny tydzień. Telefon miała wyłączony, a z przyjaciół i rodziny nikt nic nie wiedział. Co się z nią dzieje i gdzie się podziewa.
Marek zaczął już powoli wpadać w panikę i obwiniać się za to wszystko, co się między nimi wydarzyło. Przyjaciele nawet nie próbowali przed nim ukrywać, że to jego wina, ale również nie pozostawili go bez wsparcia. Obdzwonili wszystkie szpitale oraz hotele, ale po podkomisarz ani śladu ...
Dopóki Brodecki nie znalazł na swoim biurku białej, zalakowanej koperty ze stemplem Sądu Rodzinnego. Natychmiast ją otworzył i przeczytał. Z każdym słowem jego oczy coraz bardziej się powiększały. Nie wierzył ... „To niemożliwe” – powtarzał sobie w myślach, aż nie ujrzał przy blacie bladej jak ściana żony ...
- Basia? – odłożył list i podszedł do niej, chcąc jak najmocniej ją przytulić, ale ona momentalnie się wyrwała, jak oparzona. – Gdzie ty byłaś? To jakiś żart?
- Nie! – odpowiedziała dobitnie. – To nie żart! ... To koniec! Zupełny koniec! ... Chcę rozwodu!
- Baśka przecież ...
- Ja mam się wynieść, czy ty zabierzesz swoje rzeczy?
To jedno wypowiedziane przez nią zdanie zmieniło wszystko. Niedługo potem przestali być małżeństwem. Nieznajoma kobieta w todze stwierdziła, że to co było między nimi, skończyło się na zawsze, oznajmiając tylko suchym tonem rozwiązanie problemu "nieletniej Magdaleny Brodeckiej". Nie miał już żony, była tylko Basia Storosz. Ta sama, a jednak inna. Chociaż dla niego ona na zawsze pozostanie Barbarą Brodecką - ukochaną żoną... Nawet nie zauważył, kiedy wstał z ławki i ruszył przed siebie. Trzęsąc się z zimna i wyrzutów sumienia szedł ulicami Warszawy. Jak w amoku dotarł pod drzwi najlepszego przyjaciela... który po chwili, za sprawą jego kilkukrotnego pukania pojawił się w progu mieszkania ...
- Adam ... – wyszeptał, szczękając zębami. - Straciłem ją! .... Na zawsze!
Budząc się rano każdego kolejnego dnia, miał wrażenie, że przespał coś ważnego. Pierwszy kroczek, słowo córeczki, spędzony z nią i Basią dzień, wspólne spacery, wieczory i noce. Próbował żyć dalej, ale im bardziej starał się zapomnieć o przykrościach, jakie je spotkały z jego strony, tym bardziej zagłębiał się w swoich myślach. Baśka starała się unikać go, jak ognia, a małą widział góra kilka godzin na tydzień i to w dodatku u swoich rodziców.
Nie chcąc wracać do pustych, czterech ścian wynajętej kawalerki, najwięcej czasu spędzał na komendzie, biorąc dodatkowe dyżury ... nawet w święta i sylwestra, byle nie słuchać kolejnych kazań państwa Brodeckich o tym, jak to rozpieprzył swoje życie.
Od godziny, a może i dłużej, nikt nie wchodził do kanciapy. Zuzia ze Szczepanem obserwowali dom jakiegoś potencjalnego gwałciciela młodych dziewczyn, a Adam od godziny kłócił się z Wiśniewską o nakaz jego zatrzymania. Brodecki przysypiał na krześle, ale słysząc jakieś dziwne szepty dochodzące z korytarza, momentalnie się przebudził. Wstał i podszedł bliżej, rozpoznając w nich głos przyjaciół, Agnieszki i Adama ...
- Ale nic jej nie jest? – dopytywał koleżanki z terroru. – Postrzelili ją tylko, czy ...
- Kogo postrzelili? – zapytał Marek, wychylając się z pokoju. Komisarze od razu zamilkli, odwracając się w jego stronę. Przełknęli śliny, nie mając pojęcia, czy zawiadomić go o tym, co usłyszeli. – Kogo? ...
- Marek nikogo ... – rzucił beztrosko i jak najbardziej naturalnie Zawada, podchodząc do niego i kładąc mu rękę na ramieniu. – Po prostu Główna zatrzymała bandę Małego!
- Główna ... – wypowiedział niepewnie. – Kogo postrzelili? ... Baśkę? Tak? – cały czas przerzucał wzrok z kolegi na koleżankę. – Baśkę? To o niej mówiliście?
- Marek, ale ... – zaczęła Kamińska. – Nie wiemy! ... Wiem tylko, że pogotowie ją zabrało spod willi małego. Na pewno nic jej nie jest!
- Na pewno to Kopernik nie żyje! – krzyknął, odchodząc kilka kroków i wyjmując telefon z prawej kieszeni spodni. Słysząc po drugiej stronie – „Abonent czasowo niedostępny” – nie mógł powstrzymać zdenerwowania. – Do którego szpitala ją odwieźli?
- Marek na pewno nic jej nie jest! Jakby się coś ...
- Do którego? - wrzasnął
- Wojskowego ...
Wybiegł z komendy, dopadł swojej srebrnej Toyoty i pognał w stronę szpitala, w którym najprawdopodobniej leżała „jego” Basia. Denerwując się, cały czas odnosił wrażenie, że droga i czas niemiłosiernie się dużą. Starał się być dobrej myśli, powtarzając sobie cały czas: „Nic jej nie jest. Jest cała i zdrowa.”
Łamiąc większość zasad ruchu drogowego, po kilkunastu minutach był na miejscu. Zaparkował przed samym wejściem, poczym nawet nie zamykając samochodu wbiegł do środka, zatrzymując pierwszą, napotkaną pielęgniarkę ...
- Przepraszam! – pochylił się lekko, żeby złapać tchu. – Przywieziono tu policjantkę ... podobno ją postrzelono. Basia Brodecka ....... znaczy. – wyraźnie posmutniał. – Basia Storosz! – kobieta w białym kitlu nie zdążyła nawet odpowiedzieć. Marek usłyszał za placami znajomy głos i swoje imię. Odwrócił się i zobaczył ją, całą i zdrową, w towarzystwie jakiegoś wysokiego mężczyzny. Nie wyglądała najlepiej. Podpuchnięte lekko oczy i blada cera.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała z sarkazmem. – Coś z Adamem? Zuzią? – przestraszyła się, że któremuś z jej przyjaciół mogło się coś stać.
- Nie, z tobą .... nic Ci nie jest na szczęście! – chciał ją objąć, ale ona go odtrąciła, robiąc krok w tył. – Wszystko w porządku? Podobno ...
- Nic mi nie jest! – odpowiedziała dosadnie, dyskretnie spoglądając na kartkę trzymaną w ręku, którą okazały się jej wyniki badań krwi. – Po co w ogóle przyjechałeś?
- Słyszałem o akcji i ............. na pewno nic Ci nie jest? Podobno karetka ...
- Wyobraź sobie, że nie! Zwykłe omdlenie ... zadowolony, czy jeszcze chcesz coś wiedzieć? ... – Brodecki nie odpowiedział. – To dobrze! Przepraszam Cię, ale musimy z Piotrkiem już jechać. Cześć! – rzuciła i lekko popchnęła kolegę w stronę drzwi, zostawiając byłego męża samego.
- Kto to był? – usłyszała po wyjściu na zewnątrz.
- Nikt ważny! – odpowiedziała opryskliwie, podchodząc do samochodu kolegi i jak gdyby nigdy nic, wsiadła do środka, nie odwracając się w stronę Marka ani razu. – Zawieź mnie do domu! Muszę odpocząć ... – głos jej drżał, ale starała się nie rozklejać.
Cała droga do domu Baśki minęła w całkowitej ciszy. Piotr zgasił silnik, odpiął pasek i nie pozwalając Storosz wysiąść, która zdążyła już rzucić w jego kierunku krótkie „cześć”, odwrócił się w jej stronę, łapiąc za nadgarstek.
- Zapomniałam o czymś? – spojrzała na niego z lekkim oburzeniem. Lubiła Go, był świetnym kolegą, gliną, ale to nie to samo, co Adam, czy ... Marek. Do tego ta dzisiejsza sytuacja. Akcja zatrzymania groźnego przestępcy, jej omdlenie i ......... – Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytała, kiedy nie odpowiedział.
- Wiesz, że każda, normalna kobieta skakałaby z radości na Twoim miejscu? .... Może nie znamy się jeszcze na tyle dobrze, ale jeśli będziesz chciała pogadać, to wal śmiało. – Baśka lekko się uśmiechnęła.
- Widocznie ja jestem nienormalna! – spuściła lekko głową, ukrywając mimowolnie spływającą po jej policzku łzę. – Dziękuję! – powiedziała, próbując po raz kolejny wysiąść, ale i tym razem przeszkodziła jej dłoń kolegi. – Piotr proszę Cię! – spojrzała na niego już dość zapłakanymi oczami.
- To był on? – spytał nagle. – Ojciec twojego dziecka? Ten lolek w szpitalu? – zachichotał, żeby choć troszkę poprawić jej humor.
- To widzimy się jutro? – zmieniła od razu temat, nie chcąc o tym rozmawiać. On jednak nie dawał za wygraną. Żył już troszkę na tym niesprawiedliwym dla niewielu świecie i wiedział, że wyżalenie się to najlepsze ukojenie dla duszy i serca. – Tak, jego! – odpowiedziała dosadnie. – Zadowolony?
- I nie zamierzasz mu o tym powiedzieć?
- Nie wiem! – wzruszyła ramionami. – Nie wiem, co zrobię! Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Zresztą ... on i tak pewnie nie uwierzy, że to jego. W końcu zwątpił nawet, że nasza córka jest jego. Dla niego jestem zwykłą ......... – tutaj darowała sobie wymienianie wyzwisk, które kiedyś wypłynęły z ust jej byłego męża. – Która zdradzała Go na prawo i lewo!
- Będziesz musiała iść na zwolnienie!
- Tak, ale jeszcze nie teraz ... – prawie krzyknęła, łapiąc go za rękę. – I mam do Ciebie prośbę! Nie mów nikomu o tym, dobrze? Niech to na razie zostanie miedzy nami!
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? ... Niedługo wszyscy zauważą! Poza tym chcesz narażać dziecko? Możesz je stracić przy pierwszej nadarzającej się trudnej sprawie.
- Proszę Cię! Tylko przez jakiś czas! – Storosz dopiero, kiedy kolega pokiwał twierdząco głową, spokojnie wysiadła i pobiegła w stronę klatki. Wbiegła na trzecie piętro i będąc już w środku z płaczem rzuciła się na kanapę i porozwalane po niej zdjęcia jej i Marka ... – Dlaczego? – powtarzała, łkając i trudnością łapiąc powietrze ... – Dlaczego? – złapała za jakąś ich fotkę i jak opętana, zaczęła drzeć ją na drobniutkie kawałeczki. – Nienawidzę Cię! Nienawidzę! ... Nienawidzę! Nienawidzę! – w ruch poszły kolejne zdjęcia. – Nienawidzę! Nienawidzę! Nienawidzę! .... Kocham Cię idioto! – zsunęła się na podłogę z ostatnim, całym zdjęciem, trzymając je mocno w dłoni. – Kocham ...
Jadę do Ciebie! Muszę z kimś pogadać! – Takiej treści sms, około czwartej nad ranem otrzymała aspirant Ostrowska, smacznie śpiąca do tej pory w swoim łóżeczku.
Baśka rycząc całą noc i nie mogąc spać stwierdziła, że nie wytrzyma, jeśli z nią nie porozmawia. Wiedziała, że Zuzia zawsze ją wysłucha i pomoże. O każdej porze dnia i nocy, bez względu na wszystko.
- Baśka?! – krzyknęła, widząc przyjaciółkę w progu swojego mieszkania. Wybudzona nie wyglądała najlepiej. Potargane włosy, zaspane i podpuchnięte oczy. Zdenerwowana i ta piżamka z Kubusiem Puchatkiem, sprezentowana przez Szczepana na gwiazdkę. – Czy ty wiesz, że normalni ludzi śpią o tej godzinie?
- Ale zdesperowani nie! – odepchnęła ją lekko i nie zważając na jej pomrukiwanie, co do jej skromnej osoby weszła dalej, rozsiadając się na skórzanej kanapie. Podkuliła nogi i mocno przytuliła się do leżącej obok poduszki. – Jestem w ciąży! – wypaliła bez ogródek, ciężko przy tym oddychając.
- To świetnie, bardzo się cieszę, ale .... COO? – do Ostrowskiej dopiero po chwili i przeliterowaniu w myśli, tego, co usłyszała, dotarło, co powiedziała jej koleżanka. – Jesteś ... jesteś ... – zająknęła się, opadając obok niej na kanapę. – Z kim? ... – ośmieliła się zadać od razu najważniejsze pytanie, którego odpowiedz interesowała ją w tym momencie najbardziej.
- Ale najpierw obiecaj, że zatrzymasz to dla siebie!
- Mów! – Zuzia pokręciła z niedowierzaniem głową. – Nic nie będę obiecywać, dopóki mi nie powiesz, zrozumiano? „Ciekawe co na to Marek?” – pomyślała w między czasie
- Z Markiem ... ! – rzuciła szybko, odwracając od niej wzrok i ukrywając twarz w dłoniach. Nastała cisza, w czasie której Zuzia zdążyła zachłysnąć się własną śliną i rozszerzyć oczy do granicy swoich możliwości. „Co K***a?” – przeszło jej przez głowę.
- Z kim? – zapytała ponownie, nie dowierzając już drugi raz w przeciągu minuty w to, co słyszy. – Możesz to powtórzyć? Bo ja chyba jeszcze śpię i nie rozumiem, co do mnie mówisz.
- Zuzia no proszę Cię! ... Miesiąc temu, w dzień rozwodu Marek przyjechał po resztę swoich rzeczy i .... – Storosz rozłożyła ręce. – Stało się! Wylądowaliśmy w łóżku!
- Poczekaj ...... – aspirant przymknęła oczy, licząc głośno do dziesięciu i powoli przyjmując do świadomości jej kolejne słowa. – On wie? – spojrzała na przyjaciółkę
- Zwariowałaś? – wykrzyknęła podkomisarz. – Obiecaj mi, że mu nie powiesz! – Zuzia zmrużyła oczy. – Obiecaj! Chociaż na razie! Muszę sobie to wszystko poukładać!
- Baśka, ale tu nie ma co układać! To Marka dziecko i on powinien o tym wiedzieć! Musisz ...
- Wiem! – przerwała jej. – Ale jeszcze nie teraz! I proszę Cię! Zachowaj to dla siebie! ... Dobrze? – dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. Zuzia przytaknęła, poczym przytuliła ją, jak siostrę, głaszcząc delikatnie po głowie.
- Basiu ... – zaczęła po dłuższej chwili aspirant. – Kochasz Go nadal, prawda? Mimo tego, co się stało kochasz Go? ... – podkomisarz mocniej wtuliła się w nią, przecierając rękawem bluzy łzy.
- Bardzo ... – odpowiedziała, zamykając oczy. Siedziały tak jeszcze troszkę, albo i dłużej, dopóki Storosz nie zasnęła. Ostrowska przykryła ją kocem i nie czekając na nic więcej, złapała za swój telefon, leżący na komodzie i pobiegła do sypialni, szczelnie zamykając za sobą drzwi.
Marek musimy pogadać! To ważne! Bądź wcześniej na komendzie! – wystukała na klawiaturze wiadomość do kolegi i nawet się nie wahając, nacisnęła „wyślij”.
Przed siódmą drzwi Komendy Stołecznej przekroczył podkomisarz Brodecki. Na kilometr można było zauważyć w jego oczach złość i zdenerwowanie. Do tego ten wygląd. Potargane włosy, zaspane oczy i koszulka założona na lewą stronę. Gdyby mógł, najchętniej zastrzeliłby pierwszą, napotkaną osobę.
Ostrowska czekając już na niego od ładnych kilkunastu minut, chodziła po całej kanciapie w tą i z powrotem, zacierając ręce i zastanawiając się, jak ona mu to wszystko powie. Bo, że powie, była pewna w stu procentach. Nie przeszkadzało jej przyrzeczenie złożone przyjaciółce. Pragnęła tylko, żeby tych dwoje nie zaprzepaścili tego, co w ciąż do siebie czują.
- O! – rzuciła na widok wchodzącego Marka. – Dobrze, że jes ... – nie dokończyła. Zamiast tego, poczuła na łokciu silny uścisk jego dłoni. Nie przejmując się jej cichym jęknięciem, wepchnął ją do gabinetu komisarza, zatrzaskując z hukiem za sobą drzwi. – Marek! Oszalałeś? To boli! – krzyknęła, przecierając bolące miejsce.
- Oszalałeś? Oszalałeś? – powtórzył po niej z ironią. – Ja? To ty oszalałaś! ... Co jest takiego ważnego, nie cierpiącego zwłoki, że musiałaś zwlec mnie z łóżka o tej porze? Żartów Ci się zachciewa? Normalni ludzi śpią o tej porze!
- Ale zdesperowani nie ... – powiedziała, dopiero po chwili przypominając sobie skąd wzięły jej się te słowa. „Baśka” – pomyślała, dyskretnie się do siebie uśmiechając. – Przepraszam, ale to naprawdę ważne! – dodała szybko. - Chodzi o Baśkę ...
- O Baśkę? – lekko skrzywił na dźwięk tego imienia. – O ile mi wiadomo to ten wczorajszy alarm był niepotrzebny. Nic jej nie jest! ... A ja tylko zrobiłem z siebie kompletnego idiotę! Coś jeszcze? ... – Ostrowska przewróciła oczami. – Zdążę wrócić jeszcze do domu i przespać się jakieś pół godzinki!
- Nie! – krzyknęła, zatrzymując go i łapiąc za rękę. Brodecki dziwnie na nią spojrzał, wyrywając po chwili dłoń z jej uścisku. – Marek kochasz ją jeszcze? – zapytała bez ogródek tak, jak ostatniej nocy podkomisarz Storosz.
- Zuziu kochanie ... – zadrwił. – Wy wszystkie chyba kochacie nas denerwować, prawda? To ma być ta twoja ważna sprawa? ...
- Marek usiądź ... – pchnęła go na krzesło Adama i zaczęła przed nim chodzić, próbując wykrztusić z siebie jakieś sensowne zdanie. – Obiecaj, że mi nie przerwiesz! Powiem Ci to, co mam do powiedzenia, a potem zrobisz z tym, co będziesz chciał. Będziesz mógł nawet wrócić do domu i położyć się spać, ale wysłuchaj mnie! Dobrze? – Brodecki zmrużył oczy, ale nie mając innego wyjścia zgodził się. – Jeszcze kilka godzin temu byłam zdenerwowana tak samo, jak ty! – zaczęła, zatrzymując na nim wzrok. – Ktoś w nocy śmiał mnie obudzić! ..... – westchnęła, przełykając ślinę i w duchu dodając sobie odwagi. - To była Baśka! Kilka minut później siedziałam z nią u mnie w domu na kanapie. Cała roztrzęsiona. Widać, że nie zmrużyła oka, a do tego jeszcze płakała. Jak to stwierdziła, musiała z kimś pogadać. – Marek nic się nie odzywał. Zaczął nawet bawić się jakimś pisakiem, żeby wytrzymać głupią jeszcze jego zdaniem gadkę panny Ostrowskiej. – Obiecałam jej, że nikomu tego nie powiem! Zatrzymam dla siebie, ale nie mogę! .... Powiedziała mi, co się stało tego samego dnia po rozprawie!
- Co? – Marek podniósł głowę. – Powiedziała Ci o .... nie wiedziałem, że rozmawiacie o swoich sprawach ... – rzucił z sarkazmem. – Nie uważacie, że to przesada? – chciał wstać, ale poczuł ręce Ostrowskiej. Ponownie go pchnęła. – Zuzia skończmy już, co? Nie mam ochoty wysłuchiwać ...
- Zamknij się! – zakryła jego usta dłonią, przyciskając do oparcia. – Czy ty nie rozumiesz, że ona Cię nadal kocha? ... Nie rozumiesz, że ja chcę dla was, jak najlepiej? Marek przecież widzę, jak oboje się męczycie! Może uda się to jeszcze naprawić! Pomyśl!
- Nie uda ... – odpowiedział z pewnością siebie w głosie. – Ja to spieprzyłem, a Baśka nie zamierza mi wybaczyć, więc sorry ... – rozłożył ręce. – Mogę już iść?
- Nie! – krzyknęła. – Kochasz ją? – podkomisarz odwrócił głowę. – No kochasz? – krzyknęła. – Marek ...
- Kocham, ale co z tego, jak ona mnie nienawidzi! ... Nienawidzi! - przeliterował
- Nienawidzi twojego zachowania, przez które wasze małżeństwo się rozpadło, ale Ciebie nadal kocha! ... Powiedziała mi to w nocy! Kocha! ... Więc napraw to, zanim już na dobre będzie za późno! Macie córkę, niedługo na świat przyjdzie drugie ... – zamilkła, odwracając się do okna i przymykając oczy. O tym również chciała Go powiadomić, ale nie w taki sposób. Nastała cisza. Zuzia próbowała dojść do siebie po tym, co mu wykrzyczała, a Marek? Po woli próbował zrozumieć i dopuścić do siebie to, co powiedziała jego koleżanka.
- Zuzia ... – wstał, podchodząc do niej i mocno odwracając w swoją stronę. – Co ty powiedziałaś? Możesz powtórzyć dwa ostatnie zdania? Bo ja chyba ... – puścił ją, kręcąc głową. – Na świat przyjdzie drugie ... – powtórzył, zapamiętując. – Co ty do cholery chciałaś powiedzieć? Dokończ!
- Marek ... – na policzku Ostrowskiej niewiadomo skąd pojawiła się łza. – Baśka jest w ciąży .... z tobą! – dopowiedziała z naciskiem dwa ostatnie słowa. – Na pewno nie znalazła sobie nikogo innego! W dalszym ciągu, mimo wszystko kocha Ciebie ...
- Ale ... – w jego głowie cały czas brzęczały słowa „Baśka jest w ciąży! Baśka jest w ciąży! Baśka jest w ciąży! ..... Z tobą!” – Jak to? – opadła na biurko szefa. – Na pewno?
- Tak ... – Zuzia uśmiechnęła się szeroko. – Za osiem miesięcy na świat przyjdzie drugi Brodecki. Madzia będzie miała rodzeństwo ...
- Braciszka .... – rzucił Brodecki. – Jak urodziła się Magda stwierdziliśmy, że do komplety brakuje nam tylko synka ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewcia760
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:54, 02 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
łał Daisy to jest świetne!!!!! Ale ten rozwód..... Mam nadzieję że to maleństwo, które przyjdzie na świat pogodzi Baśkę i Marka. pisz szybciutko c.d Plissss
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
daisy
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:58, 04 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Po rozmowie z Zuzią Marek nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie mając żadnej, nowej sprawy, miotał się po całej komendzie, nie mogąc przestać myśleć o tym, co usłyszał. A to kanciapa, strzelnica, pokój aspirantów. „Basia jest w ciąży” – powtarzał cały czas. Kilkakrotnie próbował wykręcić numer byłej żony, czy też wysłać wiadomość, ale w ostatniej chwili się powstrzymywał. Tak bardzo pragnął teraz być z nią. Przytulić, powiedzieć jak bardzo ją kocha, przeprosić za wszystkie wyrządzone przykrości i wspólnie cieszyć się ich drugim, jeszcze nienarodzonym dzieckiem.
- Marek ... – w końcu, chodzącego po korytarzu z rękoma w kieszeniach, zatrzymała i ponownie zagadała Ostrowska. – Wszystko w porządku? Po tej naszej rozmowie jesteś jakiś dziwny. – delikatnie objęła go ramieniem. – Przemyślałeś sobie to wszystko?
- Przemyślałem?! Zuzia ja nie mogę przestać o tym myśleć! ... Z jednej strony ciesz się, bo zależy mi na niej. Mam nadzieję, że jej w dalszym ciągu na mnie też, ale ... co? Mam iść do niej i tak po prostu jej to powiedzieć? Przecież ona mi nie uwierzy! Wyrzuci mnie za drzwi!
- To jeśli wyrzuci Cię drzwiami, wejdź oknem! Marek nie można się tak łatwo poddawać. Kochasz, walcz! Dopóki znowu nie będzie twoja! ..... „Boshe!” – pomyślała w miedzy czasie. – „Za dużo telenowel!”
- Wiesz co Ostrowska? – lekko szturchnął ją w ramie, popychając. – Fajna jesteś! – po tych słowach oboje się roześmiali. – I prawdziwa z Ciebie przyjaciółka! Oby więcej ludzi było takiego pokroju, jak ty!
- A dziękuję, dziękuję! ... Ty Brodecki też niczego sobie, chociaż nie ukrywam, że parę rzeczy bym w tobie zmieniła. – złapał go za podbródek i zaczęła mu się przyglądać z każdej strony. – I parę rzeczy sprawdziła, ale Baśka by mi łeb ukręciła ... – rzuciła szybko i mrugając do niego, odeszła.
- Oj ... Ostrowska, Ostrowska .... – zaśmiał się, poczym odwrócił na pięcie i poszedł w stronę kanciapy, gdzie Adam sam użerał się z zaległymi papierami.
Na zegarku wiszącym na ścianie w kanciapie Basi, wskazówki wskazywały punkt 19, a pani podkomisarz wraz ze swoimi kolegami, Piotrem oraz Michałem wypełniała akta ostatnich kilku spraw. Dzień dłużył im się niemiłosiernie. Jak na złość wszyscy źli złoczyńcy zrobili sobie wolne, a oni jak i Komenda Stołeczna musieli pod naciskiem swoich prokuratorów, użerać się z papierami.
- Basiu ... – zaczął niepewnie Piotr, podnosząc się i siadając na biurku koleżanki, odrywając ją tym samym od pisania. Storosz momentalnie uniosła głowę i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem. – Spadaj do domu! – uśmiechnął się
- Sam spadaj ... – odwzajemniła uśmiech, łapiąc się za kolejną kartkę. – Mamy zaległości, a ja nie zamierzam was z tym tak zostawić. Zrób mi lepiej kawy!
- Żartujesz? – oburzył się. – Po pierwsze nie możesz się przemęczać, a po drugie nie wolno Ci pić kawy! To jest nie zdrowe! Od jutra herbata, a najlepiej to jakieś soczki.
- Wiesz co? .... – przybliżyła się do niego na niebezpieczną odległość. - Gdyby ktoś nas nie znał, to pomyślałby, że jesteśmy małżeństwem. – wyszeptała, po chwili wybuchając śmiechem. – Troskliwy tatuś i jego zrzędliwa małżonka.
- Dobra, dobra! Koniec tych żartów! – wziął z wieszaka jej kurtkę i pomógł się ubrać. – Jeśli sam Cię nie odwiozę, to sama na pewno nie trafisz. A aktami się nie martw. Michał wypełni ... – rzucił, czym prędzej wypychając Storosz z pokoju, żeby ich kolega nie mógł się obronić.
Szli krętym korytarzem, zwracając swoim śmiechem uwagę innych pracowników. Aż w końcu Piotr pchnął ciężkie drzwi od komendy. Przeszedł przez nie tyłem, cały czas mówiąc coś z uśmiechem do dziewczyny. Uwielbiał tą iskierkę tlącą się w jej oczach, choć ostatnio pojawiała się coraz rzadziej. Dlatego był z siebie dumny, że potrafi ją na nowo rozniecić. Tak jakby paliła się tylko dla niego, jakby nie liczył się w tej chwili nikt inny – nawet jej były mąż. Nawet jeśli przeszło mu przez głowę, że Storosz wyglądałaby wprost uroczo w jego mieszkaniu wtulona w jego ramiona, to jednak zdawał sobie sprawę z tego, że musi minąć dużo czasu zanim Basia tak naprawdę zapomni o tym wszystkim co przeszła. Ale jeżeli widmo jej ex-męża zostanie ostatecznie odpędzone, to może on będzie mógł zając puste miejsce przy jej boku.
W ferworze własnych przemyśleń i marzeń, nawet nie zauważył, że Basia stanęła nieruchomo w progu komendy, wpatrując się w jeden punkt. A dokładniej w srebrny pojazd i jego właściciela, opierającego się z nonszalancją o maskę samochodu. Pod maską beztroski chciał ukryć to wszystko co kłębiło się w jego sercu i głowie na widok roześmianej, byłej żony. Pozornie wyglądała na zadowoloną… u boku tego faceta. W Brodeckim aż się coś zagotowało – z jednej strony uczucie szczęścia, że ją widzi … ale z drugiej … „Czemu ona śmieje się do tego Lolka?” – przeszło mu przez myśl.
Jednak ciepła fala uczuć zalała cały ten żal, przegoniła gdzieś zazdrość. Już raz popełnił przecież ten błąd i nie zamierzał powtarzać go po raz kolejny. To była przecież Basia. Matka jego ukochanej córeczki i tego nienarodzonego maleństwa … Kochał ją i tylko to się w tej chwili tak naprawdę liczyło. Postanowił sobie, że zrobi absolutnie wszystko byleby tylko ją odzyskać.
A Basia natomiast nie do końca wiedziała co się z nią dzieje. Stała już od paru chwil w miejscu, wpatrując się w ten sam punkt - twarz jej męża, to znaczy - byłego męża. Nie słyszała co mówił do niej Piotr, nie słyszała zgrzytu przejeżdżającego tramwaju, nie czuła że policjanci wchodzący na komendę potrącają ją ramionami … W tej chwili odczuwała tylko euforię, że go widzi. No i może trochę strachu, niepewności, nutkę żalu … ale to wszystko znikło, kiedy Brodecki uśmiechnął się do niej delikatnie. Chociaż oddzielała ich od siebie długość schodów i parkingu, to jednak zauważyła to. Stwierdziła, że jest coś winna sobie, swoim dzieciom i Markowi… drugą szansę? – pomyślała, ale szybko jednak odgoniła te myśli od siebie, odwracając głowę w stronę Majchrzaka. – Idziemy? – na jej twarzy zawitał ponownie uśmiech, ale nie ten sprzed kilku minut, tylko zupełnie inny. Jakby ironiczny, wymuszony.
- A on? – pokazał palcem na zbliżającego się powoli w ich stronę Marka. – Nie porozmawiasz z nim? Bo chyba przyjechał tu do Ciebie.
- Kto? – zapytała, udając, że nikogo nie widzi, a co gorsza nawet nie zna. – Zawieziesz mnie, czy zamierzasz tak tu stać do jutra? – nie odpowiedział. Wskazał ręką samochód, a ona ruszyła od razu w jego kierunku. Słysząc za sobą kroki przyspieszyła, ale to i tak nic nie dało. Brodecki podbiegł do niej i łapiąc za łokieć odwrócił.
- Baśka poczekaj ... porozmawiajmy! ...
- O ile mi wiadomo nie mamy o czym. – odpowiedziała opryskliwie, przewracając oczami. – A jeśli chodzi o Madzię, to ... codziennie jest u twoich rodziców i tam możesz się z nią widywać! ...
- Nie chodzi o .... naszą córkę! – dwa ostatnie słowa wyraźnie zaakcentował. – Chodzi o nas! Daj mi chwilkę! Dosłownie pięć minut i .... pozwolę, żeby kolega Cię odwiózł. Proszę Cię!
- Marek ... – przymknęła na momencik oczy. - Chciałabym ci przypomnieć że od miesiąca nie ma czegoś takiego jak "my", rozumiesz? Jestem tylko "Ja" i "Ty"! A "Ja" mam właśnie zamiar wrócić do domu - podkreśliła, starannie omijając jego spojrzenie - A ty... a ty rób co chcesz! - chciała go wyminąć, kiedy on ponownie ją zatrzymał. – Marek! – wyrwała rękę. – To boli ...
- Ej! – do akcji wkroczył wreszcie Piotr, przyglądający się całej sytuacji z boku. – Zostaw ją! – Brodecki przejechał po nim wzrokiem z lekkim niesmakiem. – Basiu jedziemy?
- Basiu nie jedziemy! – odpowiedział z ironią, rzucając jej nowemu koledze mordercze spojrzenie. – Baśka daj mi dosłownie kilka minut!
- Zostaw mnie w spokoju! ... Nie rozumiesz? Głuchy jesteś? Nie mamy o czym rozmawiać! ...
- Tak? Ja mam inne zdanie na ten temat! ... A nasze dziecko? – Storosz rozszerzyła oczy ze zdumienia, przełykając ciężko ślinę. – Pogadamy?
- Co ty chcesz? Mamy przecież oboje prawo do opieki nad Magdą! Nie zabraniam Ci się z nią widywać! ... - Otworzyła drzwi od samochodu, żeby wsiąść, ale podkomisarz je z powrotem mocno zatrzasnął. - Marek!
- Nie mówię o niej! – krzyknął. – Jak długo chciałaś ukrywać przede mną, że jesteś w ciąży? Co? ... Jak długo? Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć?
- Skąd o tym wiesz? – odwróciła się, robiąc kilka kroków i odetchnąć swobodnie kilka razy, gdy nagle odwróciła się gwałtownie, przecierając łzy. – Jestem, no i co z tego? ... Ty i tak pewnie byś mi nie uwierzył, że to Twoje! Już nie pamiętasz jak wątpiłeś w to, że Magda jest twoją córkę? Oskarżałeś mnie, że zdradzam Cię na prawo i lewo? .... Nie pamiętasz? ... Jestem pewna, że i tak samo byłoby i tym razem! Więc zostaw mnie w spokoju! Dziecko jest tylko moje! – Marek znieruchomiał. Wszystkie te słowa, wypływające z jej ust trafiły Go, jak piorun z jasnego nieba. Stał tak niezdolny do żadnego ruchu. – Teraz już na pewno nie mamy o czym rozmawiać! – dodała już szepcząc i próbując się wyciszyć, uspokoić. Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę. W końcu Basia stwierdziła, że to już chyba koniec tej jakże miłej i uprzejmej konwersacji. Niewiele myśląc, ponownie odwróciła się w stronę samochodu. Już chciała wsiąść do środka, ale coś ją powstrzymało … Silne ręce ponownie obróciły ją i ciepłe, zachłanne, łapczywe usta, które poczuła na swoich, sprawiły, że ugięły się pod nią kolana, a reszta świata przestała istnieć w jednej sekundzie. Wykorzystując sprawdzony już spokój na uciszenie, uspokojenie albo – ostatecznie - przekonanie do czegoś Basi, Marek po prostu ją pocałował. Niecierpliwie i gorąco, tak jak kiedyś w pewnym niezbyt czystym stawie. Basia pocałunek odwzajemniła. „Z przyzwyczajenia…” – tłumaczyła się w duchu sama przed sobą, w ostatniej chwili jako takiej świadomości. Później był już tylko Marek.
Najbardziej namiętna chwila w życiu Basi skończyła się, gdy Majchrzak zniknął za zakrętem. Widząc bowiem co wyprawia jego partnerka i spoglądając z zazdrością na Brodeckiego, Piotr odwrócił się na pięcie i bez słowa odszedł. Szybko odsunęła się od byłego męża i dokładnie przyjrzała się jego twarzy. Udając, że nie widzi czułości i czegoś na kształt niedowierzania malującego się w jego błękitnych oczach, przypominając sobie ich ostatnią – tą pożegnalną – noc, której konsekwencje nosiła pod sercem, po prostu zamachnęła się i sprzedała mu tak zwanego liścia, pozostawiając na jego policzku czerwony ślad po swojej dłoni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewcia760
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:06, 04 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Daisy jesteś mistrzynią!!!!!!!!! Jakie to było słodkie. Dobrze, że Marek się wrócił i pocałował Baśkę. Może w końcu się zejdą. Pisz szybko c.d. bo nie wytzymam!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martyna_tbg
Dołączył: 08 Sty 2007
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:16, 08 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
piiięknie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dorcia:)
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: heczwegas:D
|
Wysłany: Wto 18:32, 09 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Ślicznie dziewczynki :* przepraszam was bardzo ale nie miałam zcasu ostatnio i troszke zaniedbałam swoje obowiazki wiem przepraszam Ewciu ;( wybaczysz mi ?? ppstaram sie zrekompensowac jakos...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
DrAgOnRoSe
Moderator
Dołączył: 11 Sty 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: New Targ xP
|
Wysłany: Czw 17:50, 11 Sty 2007 Temat postu: ... |
|
|
Daisy nasza mistrzyni !!! Opowiadania genialne. Ja może coś napisze, bo dawno tego nie robiłam. Ale nie będą napewno lepsze od Ewci i Daisy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
daisy
Dołączył: 29 Gru 2006
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:37, 11 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Dziękuję BUŹ:*
- Gratuluję! Brodecki jesteś genialny! Po prostu genialny! ...... Idiota! – wrzasnął, uderzając rękoma o kierownicę. Po rozmowie z byłą żoną, nie mógł wybaczyć sobie nietaktownego zachowania. Miała to być spokojna rozmowa, a wyszedłem na kompletnego furiata, który zawsze musi postawić na swoim. – myślał, kierując swoje cztery kółka w stronę mieszkania Adama. Czuł, że wybuchnie, jeśli zaraz z kimś nie porozmawia. Skręcił więc w jedną z bocznych uliczek miasta, nie szczędząc sobie przy tym prędkości.
Zamyślony, wsłuchując się w kolejne piosenki wypływające z samochodowego radia, nie zauważył nawet, że na ulicę wybiegł jakiś mężczyzna. Przelatując przez maskę, z krzykiem wylądował na chodniku po drugiej stronie drogi. Brodecki momentalnie zahamował. Przestraszony, winiąc się o wypadek, wyskoczył z wozu i natychmiast podbiegł do poszkodowanego. Sprawdził puls – żyje! – rzucił do siebie i z szybkością światła wyjął z kieszeni spodni telefon z zamiarem zawiadomienia karetki, ale zamiast tego poczuł mocne uderzenie w tył głowy ...
W strugach deszczu,
Rozpływam się, usta drżą i czuję lęk,
Po mej twarzy wolno tak,
Toczy się kolejna łza.
Baśka w tym czasie siedziała już w swoim domu, w sypialni na szerokim parapecie, opierając głowę o szybę i przerzucając co troszkę wzrok z widoków za oknem na śpiącą na jej łóżku córeczkę. Uśmiechnęła się do siebie na ten słodki widok. Do tej pory pamięta, jak Marek przynosił ją do ich pokoju i kładł między nimi. Wtedy czuła, że ma wszystko to, co najważniejsze w życiu. Najważniejszego mężczyznę i ten mały skarb narodzony z ich wielkiej miłości.
- Dlaczego ...? – wyszeptała, przecierając ostatnią, spływającą po jej policzku łzę. Zeskoczyła z parapetu, obiecując sobie, że już nigdy nie pozwoli żadnemu mężczyźnie się tak zranić. I wtedy poczuła coś dziwnego. Nagle zakręciło jej się w głowie, a do tego to ukłucie w okolicach serca. Usiadła na skraju łóżka, łapiąc oddech ...
Dochodziła piąta, a za oknami jak to bywa o tej porze roku, ciemno i zimno. Leżąca na podłodze komórka w jednym z mieszkań na Ochocie od ładnych kilku minut skrzętnie dawała o sobie znać, budząc tym samym zaspanego mieszkańca. Zdenerwowany, bluźniąc przy tym coś pod nosem, wysunął dłoń spod ciepłej i ogrzewającej Go kołderki i chwytając hałasującą rzecz, odebrał nie spoglądając nawet na wyświetlacz.
- Czego? ... – wymamrotał, ale szybko się poprawiając. – Zawada, słucham? ... – wpierw usłyszał jakieś dziwne sapanie i pojękiwania, a dopiero głos niezawodnego Aspiranta Żałody, który najprawdopodobniej miał dzisiaj nockę. – Szczepan uspokój się najpierw, dobrze?
- Szefie kurka ..... na Kwiatowej znaleźli nasz samochód .... znaczy Tomek z drogówki do mnie zadzwonił. I to podobno wóz Marka.
- Co? – zmarszczył brwi, troszkę przy tym ziewając – Jak to Marka? ... Szczepan nie żartuj sobie! Ja wiem, że Marek jest troszkę roztrzepany, zwłaszcza teraz, ale gdyby zgubił samochód, na pewno by zauważył.
- Szefie! ... – krzyknął na komisarza, co pierwszy raz w dotychczasowej pracy z Zawadą mu się zdarzyło. – Ja przepraszam ... – dodał szybko. – Ale rejestracja się zgadza. Samochód otwarty, a po Marku ani śladu. ... Do tego na ulicy podobno jest krew!
- No dobrze, a dzwoniłeś do niego?
- Tak! Ma wyłączony telefon, a domowego kurka nie odbiera! ...
- Kwiatowa, tak? ... Zaraz tam będę! Zadzwoń po techników.
Kilka minut później był na miejscu. Dookoła samochodu, stojącego na środku ulicy kręcili się już technicy oraz Szczepan z Zuzią przepytując okolicznych mieszkańców, czy czegoś nie widzieli.
- Co mamy? – rzucił do podchodzących przyjaciół. Zuzia skinęła głową w stronę w stronę wozu i krwi. – No ...? – ponaglił, dziwnie przyglądających się sobie aspirantów.
- Chłopaki zabezpieczają wszystko, co wydaje się podejrzane. Krew i odciski palców poszły do analizy, a mieszkańcy jak zwykle nic nie wiedzą. – zaczęła Ostrowska. – Zleciliśmy jeszcze daktyloskopie. Wyniki powinny być wieczorem.
- A po Marku ani śladu .... – powiedział bardziej do siebie niż do kolegów komisarz, odwracając się i odchodząc kilka kroków, zakładając przy tym ręce za głowę. – Do rodziców dzwoniliście?
- Tak, ale nic nie wiedzą! – odpowiedział tym razem Żałoda. – Dziwne to kurka wszystko! – stwierdził, kręcąc głową
- Adam ... – Zuzia złapała Zawadę za łokieć i odciągnęła na bok. – A co z Baśką? Może ... może ... – aspirant dyskretnie się uśmiechnęła. – Może jest u Baśki? Wczoraj rozmawiałam z nim i ...
- Wiem! – przerwał jej wypowiedź. - Mówił mi, że zamierza z nią porozmawiać. Ale myślisz ..... ? – zmrużył oczy. - .... Jeśli nawet to nadal nie wiemy, co robi tu jego samochód i ..... To! – dodał, widzącego w ręku Szczepana odznakę i telefon Brodeckiego.
- Chłopaki znaleźli to w schowku.
- Oddać do analizy! Na tym też mogą być odciski.
- Tak jest! - odszedł
- To co? Dzwonić do niej, czy nie? ... – Ostrowska wyjmowała z kieszeni kurtki już swój telefon, aby wykręcić numer przyjaciółki, ale Zawada ją powstrzymał, łapiąc za rękę. – Nie?
- Na razie nie! ... Marek może pojawi się w pracy, a jak nie .... poczekamy na wyniki, zobaczymy! A teraz zbieramy się i jedziemy na komendę! Trzeba o wszystkim powiadomić Grodzkiego i Wiśniewską ...
Baśka od samego rana była jakaś niespokojna. Najpierw nie mogła spać, a teraz to dziwne uczucie niepokoju. Do tego stłuczona ramka ze zdjęciem świętej trójcy z pierwszych, wspólnych lat współpracy, a potem rozlana kawa na jedyne, zachowane, ślubne zdjęcie.
Cały czas powtarzała sobie, że nic się nie dzieje, a złe wiadomości rozchodzą się najszybciej.
- Tak ... Jestem przewrażliwiona! – powiedziała, przymykając na chwilkę oczy i siedząc tak dłuższą chwilę w samochodzie przed blokiem, w którym mieszkali rodzice Marka. Odrzucając od siebie najgorsze myśli, jakoby coś miało się wydarzyć, wysiadła. Wzięła na ręce śpiącą na tylnym siedzeniu córeczkę i poszła z nią w stronę klatki. – Dzień dobry! Śpi .. – wyszeptała, wchodząc do mieszkania.
- Dobrze Basiu, że jesteś! – zaczęła niespokojnie pani Maria. – Widziałaś się może z Markiem? Dzwoniłaś do niego? – Storosz przewróciła oczami, mając już dość kolejnych kazać na temat ich związku. – Nad ranem dzwonił jakiś wasz kolega, chyba Szczepan i pytał o niego. Wyczułam, że był zdenerwowany.
- Mamo ... – Storosz zachichotała na wspomnienie o Szczepanie. Położyła Madzię na kanapie w salonie i odwróciła się, łapiąc Brodecką za ramiona. – Widziałam się z nim wczoraj, ale ... – Baśka wyraźnie posmutniała. – Zresztą nie ważne! A Szczepan .... on to lubi czasami przesadzać. Pewnie mieli sprawę, Marek nie odbierał telefonu, a wie mama, jak on lubi sobie pospać.
- Chyba masz rację ... – wymusiła na sobie uśmiech pani Brodecka. - Nie zatrzymują Cię już! Leć, bo się pewnie śpieszysz. A o Magdę się nie martw!
- To niech mama się nie martwi ... lecę! Do widzenia! – panie ucałowały się i tyle Maria widziała swoją była synową. Wyjrzawszy przez okno widziała już tylko jej pędzący wzdłuż drogi samochód.
Po przejechaniu połowy stolicy była na miejscu. Zaparkowała swoje cztery kółka przed budynkiem z napisem „Komenda Główna Policji w Warszawie” i z całkiem dobrym humorem, nie zważając na dziwne wydarzenia z rana, przekroczyła próg drzwi. Gestem ręki przywitała się z aspirantem Rogowskim, pełniącym wartę przy wejściu i krętym korytarzem pomaszerowała dalej w kierunku swojej i chłopaków kanciapy.
- Jestem! – prawie krzyknęła, wchodząc do środka. – Wiem, że się spóźniłam, ale musiałam małą odwieść, a potem jakoś się przebić przez korki. Tragedia. – powiesiła kurtkę na wieszaku i dopiero spojrzała na Piotra i Michała. – Co to za miny? Ktoś umarł? - zażartowała
- Cześć! – odpowiedzieli równocześnie. – Dobrze, że jesteś .... – zaczął Majchrzak, odwracając od koleżanki wzrok i biorąc do ręki jakiś długopis. – Jak minął poranek?
- Piotrek ... – wysyczał Michał, szturchając Go ręką w ramię ...
- Ej no, co się dzieje? Chłopaki? -spojrzała na nich spod byka. – Mam się bać? ... Coś się stało? Bo chyba coś się stało! – podeszła do biurka i usiadła na nim, kierując swoją uwagę na współpracowników.
- Ty nic nie wiesz?
- Jeszcze nie ..... – zmarszczyła brwi. – A jest coś, o czym powinnam wiedzieć? ........ No mówcie! – krzyknęła, kiedy nie zareagowali. Dopiero po chwili Piotrek podał jej jakąś kartkę, od razu się odwracając i podchodząc do okna.
- Co to? – zapytała przekrzywiając głowę
- Kilka minut temu dostaliśmy ten faks ze stołecznej! – odpowiedział, a Baśka czytając wyraz po wyrazie, coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w czytanym tekście. Nie mogąc uwierzyć, jej oczy coraz bardzie się rozszerzały. Zeskoczyła z biurka. – Co jest? Co to za bzdury? – prawie drąc świstek, wyrzuciła go do kosza. Z trzęsącymi się rękoma podeszła do szafki i sięgnęła jakieś teczki z aktami. – Te nam jeszcze zostały? – zapytała, jakby w ogóle nie docierało do niej, to co się stało. Nie dopuszczała do siebie w ogóle takiej myśli. – Piotrek te? - wrzasnęła
- Baśka zostaw to, rozumiesz? – wyrwał jej papiery i odłożył z powrotem na miejsce. – Jedź tam i dowiedz się, czy to prawda.
- Co mam sprawdzać? Marek jest w domu, albo w pracy! Nic mu nie jest, tak? Wieczorem on odbiera Magdę i zabiera ją do Zoo.
- Zadzwoń do niego ... - rzucił
- Nie mam po co! ... Pozwolisz mi spokojnie popracować?
- Zadzwoń! – rozkazał, wciskając jej do ręki swoją komórkę. Storosz wstała i za którymś razem w końcu się zgodziła. Wykręciła znany na pamięć numer Brodeckiego i przyłożyła aparat do ucha. Nie czekała długo. Po drugiej stronie usłyszała znany jej głos męża. – „Cześć tu Marek! W tej chwili nie mogę odebrać telefonu. Zostaw wiadomość po sygnale.”
- Słyszałeś? Nie może odebrać!
- Baśka ... – Majchrzak złapał ją mocno za ramiona i potrząsnął. – Myślisz, że Stołeczna robiłaby sobie z tego żarty? Zawiadomili wszystkie patrole o zaginięciu twoje męża.
- Byłego męża ... – po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Jedź tam!!! – jego głos w pewnym momencie stał się dla niej oddalającym i odbijającym echem. W przeciągu sekundy przypomniała sobie to dziwne uczucie, które towarzyszyło jej od zasłabnięcia w środku nocy, aż po stos pytań pani Marii. Telefon Szczepana, jego zdenerwowanie. Ramka ze szkłem przeciętym na postaci Marka, rozlana kawa na zdjęciu, której plama zasłoniła tylko twarz podkomisarza ...
- Zawieziesz mnie? – wyszeptała w końcu.
W komendzie stołecznej panował istny chaos. Ciągłe telefony, papiery – jednym słowem burdel. Nikt nie wiedział, co się dzieje z ich kolegą, przyjacielem, Markiem Brodeckim. W domu Go nie było, telefon nie odpowiadał, a krew z drogi, jak się okazało należała właśnie do niego.
- Zuzia co z daktyloskopią? – wrzasną na Ostrowską, wychodząc ze swojego gabinetu. – Szczepan co ty tu robisz k***a? Gdzie miałeś być? ... – odkąd przysłali im wyniki krwi komisarz chodził cały w kłębkach nerwów. Gdyby tylko mógł, obwiniłby każdego za zniknięcie jego najlepszego przyjaciela. Do tego żadnych poszlak, czego najbardziej nie znosił w swoim zawodzie. – Zuzia ... – stanął obok koleżanki, kładąc jej rękę na ramieniu. Ona nawet nie zareagowała. Odepchnęła go, wstając i podchodząc do jakiejś szafki z aktami. – Zuzia ... – powiedział łagodniej
- Co? ... – odwróciła się, nie spuszczając posępnego wzroku z Zawady. – No co? Krzycz na mnie! Na Szczepana! ....... – westchnęła. - Adam ... to też nasz przyjaciel i martwimy się o niego tak samo, jak ty! Nie masz prawa nas tak traktować!
- Zuzia ... – uśmiechnął się nieznacznie. – Masz rację, przepraszam, ale kiedy pomyślę, że .... wiadomo już kto Go widział ostatni?
- Nie ... – pokręciła głową. – Chyba nie!
- Ja! – usłyszeli nagle z korytarza. Momentalnie odwrócili się w tamtym kierunku. Przy blacie stała Baśka, a zaraz za nią wysoki blondyn. Nie wyglądała dobrze. Blada, a do tego te jej oczy, puste, bez wyrazu, strasznie smutne. – Ja go chyba widziałam ostatni raz! – powtórzyła i nie czekając dłużej, szybkim krokiem podeszła do Adama, wtulając się bardzo mocno w jego ramiona. – Gdzie on jest? – wyszeptała. – Adam powiedz, że nic mu nie jest!
- Nic mu nie jest! – Zawada złapał ją za policzki i zwrócił wzrok na swój. – Obiecuję Ci, że go znajdziemy, tak? – przetarł kciukami jej łzy. – Tak?
- Tak! – uśmiechnęła się
- Tylko nie płacz już! – mrugnął oczkiem. – Znajdziemy i jeszcze się z nim pokłócisz! – oboje zachichotali. – A teraz usiądź i nam wszystko opowiedz! Gdzie się widzieliście? – Storosz już zajmowała swoje dawne stanowisko, kiedy dostrzegła stojącego z boku Majchrzaka. Podeszła do niego i poprosiła, żeby wracał na komendę. Gdy znikł z zasięgu jej oczu, dopiero popijając gorącą herbatę, opowiedziała przyjaciołom wydarzenia z poprzedniego wieczora.
Podczas, gdy warszawska Policja poszukiwała swojego kolegi po fachu, podkomisarza Brodeckiego, on walczył z ogarniającym jego umysł narkotycznym transem. Przywiązany do sufitu za ręce, pozbawiony możliwości zrobienia nawet najmniejszego ruchu, gdyż jego stopy wisiały kilkanaście centymetrów nad podłożem, wodził nieprzytomnym wzrokiem po otaczającej go scenerii. Znajdował się w jakiejś starej, opuszczonej hali magazynowej. Mimo narkotyków otępiających jego zmysły i mocnego bólu głowy, Brodecki jak na prawdziwego policjanta przystało, starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
- Brodecki ... – usłyszał swoje nazwisko, odbijające się echem od ścian hali. Z trudem uniósł opadającą ze zmęczenia głowę i zauważył tylko kryjącą się w cieniu postać, palącą papierosa. – Kto by pomyślał, że się jeszcze spotkamy? – tajemniczy mężczyzna z każdym wypowiedzianym słowem zbliżał się do niego coraz bardziej, aż wreszcie staną tak blisko, że podkomisarz mógł dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. – Co? Nie mów, że mnie nie poznajesz? ...... – poklepał go po plecach. – Trochę czasu minęło, wiem! Ale chyba się znowu tak bardzo nie zmieniłem?
- Robert ... – wysyczał ze złością w głosie podkomisarz.
- Wiedziałem! – uśmiechnął się szyderczo. – Najlepszych kumpli nigdy się nie zapomina. Słyszałem, że się ożeniłeś! I córeczka Ci się urodziła! – zagadnął, wyjmując z kieszeni kurtki portfel Marka i pokazując znajdujące się w nim zdjęcie. Basia i Madzia. Dwie najważniejsze kobiety w jego życiu. Radosne, uśmiechnięte, w dzień pierwszych urodzin małej. – Kochasz je, prawda?
- Zabiję Cię! – wrzasnął podkomisarz, próbując wyrwać się i kopnąć „kolegę”. – Zrób im coś, a Cię zabiję! Przysięgam!
- Jak będziesz grzeczny ... ale przyznam, niezła ta twoja laska! Zawsze miałeś szczęście do niezłych dupci! Nie wiem, czy będę potrafił się powstrzymać! ...
- Sk****el! – wrzasnął, spluwając mu prosto w twarz. – Tknij ją tylko, a Cię zabiję! Własnymi ... – nie dokończył. Zamiast tego poczuł tylko silny ból w okolicach żołądka i żeber. Syknął, przymykając na chwilę oczy. – Czego ty chcesz, co? - wyjęczał
- Śmierci! – zaśmiał się ironicznie. – Twojej śmierci! Już nie pamiętasz, jak to było? .... Przez Ciebie straciłem ładnych, kilka lat życia.
- Posłuchaj! Jeśli coś im zrobisz, jeśli coś im się stanie .... będziesz zdychał długo .... długo i powoli! Rozumiesz? – Robert vel Aptakarz nie odpowiedział. Zawołał tylko jednego ze swoich kumpli i rozkazał wstrzyknąć mu kolejną dawkę jakiegoś świństwa, a sam zniknął w ciemnościach magazynu. – Co to jest? – spytał zdenerwowany, widząc przygotowywaną dla niego strzykawkę. – Słyszysz mnie? Co to jest?
- Lekarstwo ... – odpowiedział mężczyzna. – Aptekarz mówił, że już brałeś, więc co się stroszysz? Powinieneś być przyzwyczajony! – podszedł do niego i nie czekając na nic więcej, wbił Brodeckiemu igłę w ramię ...
Świat wirował jej przed oczami, przez myśli przechodziły kolejne sceny ze szczęśliwego życia dzielonego z mężem, nie słyszała, co działo się dookoła. Potrafiła tylko myśleć na JEGO temat. Gdzie jest? Co się z nim dzieje? Grozi mu jakieś niebezpieczeństwo? I czy w ogóle … żyje?
Basia Storosz stała na środku jakiegoś ciemnego pomieszczenia, uosabiającego jej najgorsze koszmary. Bez okien, drzwi … żadnej możliwości ucieczki. Dookoła cisza, która wręcz ją paraliżowała. Była sama – a przynajmniej tak jej się wydawało.
Rozejrzała się nieprzytomnie, czując, że pod powiekami zbierają jej się łzy – słone kropelki nie spłynęły jednak po jej policzkach, nie miała już siły płakać. Ostatnimi czasy praktycznie nie robiła nic innego ... Miała dosyć. To co kiedyś było całym jej światem, teraz zdawało się być tylko mglistym spojrzeniem. Wiedziała jedno – Marek Brodecki zawsze był i będzie całym jej światem, będzie go kochać zawsze obojętnie czy będą razem czy osobno, czy on znajdzie sobie kogoś innego – po prostu należał do niej. Najbardziej pragnęła by nic mu się nie stało, by to wszystko okazało się tylko głupim żartem. Żeby znalazł się obok i spojrzał na nią tak, jak zawsze to robił – z miłością i iskierką radości.
Nagle poczuła dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Miała dziwne wrażenie, że i tak już małe pomieszczenie zaczyna się kurczyć. Ukryła twarz w dłoniach, krzycząc bezgłośnie. Odważyła się otworzyć oczy dopiero, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła twarz i oniemiała z wrażenia. Przed nią stał Marek Brodecki. Ten sam człowiek, który całował ją poprzedniego dnia, ten sam którego kochała ponad wszystko i wszystkich. Jej mąż.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Niby to on, ale jednak coś było nie tak. Nie emanowała z niego siła i spokój, był raczej smutny, przygaszony i słaby. Basia przekrzywiła głowę, starając się dojrzeć w mroku wyraz jego twarzy. Uśmiechał się delikatnie i z ogromną czułością. Pani podkomisarz odetchnęła. Chciała do niego podbiec i rzucić mu się w ramiona – marzyła tylko o tym, żeby zamknął ją w swoim uścisku, zapewniając, że ją kocha, że wszystko będzie dobrze.
Jednak kiedy chciała oderwać nogi od podłoża z przerażeniem stwierdziła, że nie może. Nie była w stanie zrobić żadnego – nawet najmniejszego – kroku. Wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć jednak stał za daleko. Spojrzała na niego z przerażeniem, nie rozumiejąc co się z nią dzieje.
- Marek … - wyszeptała błagalnie.
- Kochanie, ja … - odezwał się tak, jakby mówienie sprawiało mu dużo trudu. Odetchnął i dokończył, patrząc jej prosto w oczy – Przepraszam! Jestem tu, bo wiem, że cię skrzywdziłem, a ty na to nie zasłużyłaś. Przepraszam Cię za wszystko … za moje zachowanie, podejrzenia, nasz rozwód, wszystkie głupoty, które robiłem, za to, że starałem sobie wmówić, że już cię nie kocham. Nie żałuję tylko tego czasu który razem spędziliśmy, tego że mamy wspaniałą córeczkę i tego szkraba, co rośnie w tobie… - uśmiechnął się z trudem – Baśka! Zawsze byłaś tą jedyną. Tą, która była wszystkim – cząstką mnie samego. Nie oddałbym żadnego wspomnienia związanego z tobą.
- Ale… - przerwała mu, znów starając się do niego zbliżyć i po raz kolejny już, nie udało się jej to – Przecież wiesz, że też cię kocham. Posłuchaj – pokręciła głową - wybaczyłam ci , rozumiesz? Marek, będziemy razem! My i nasze dzieci! Nie mogłabym przestać Cię kochać, umarłabym…
- Basiu, teraz to już nie ważne! Bardziej niż czegokolwiek innego, pragnę żebyś była szczęśliwa. Obiecaj mi, że tak będzie! – spojrzał na nią wyczekująco, jednak widząc, że dziewczyna kręci głową i chce coś powiedzieć, przerwał jej – Ułożysz sobie życie z kimś innym. Z kimś kto będzie kochał Ciebie i dzieci tak bardzo, jak ja.
- Szczęśliwa będę tylko z tobą! Z nikim więcej! – krzyknęła przez łzy, które zaczęły spływać z jej policzków.
- Zapomnisz o mnie … proszę Cię, żebyś nie pozwoliła naszym dzieciom zapomnieć o tacie! Powiedz im, że kochałem je tak samo mocno, jak ciebie, słyszysz? Kocham was!
- Marek! – krzyknęła, zaciskając mocno oczy. Jednak Brodecki nie odezwał się już więcej. Zrobił krok w jej stronę, wyciągnął rękę chcąc dotknąć jej twarzy i zawahał się. W tej samej chwili jego twarz wykrzywił grymas bólu, a on sam upadł bezwładnie na podłogę.
- Marek! – wrzasnęła ponownie Basia, jednak nie mogła do niego podejść, nie była w stanie mu pomóc – Nie! – kiedy zdała sobie sprawę z tego co się dzieję. Jej mąż umarł. - Nie! – krzyknęła Basia, budząc się z koszmarnego snu. Rozejrzała się dookoła. Była w kanciapie, musiała zasnąć czekając na jakieś wieści o Brodeckim. Zaniosła się płaczem, kiedy przypomniała sobie wyraz jego twarzy. - Boże, nie! – szepnęła cicho, przykrywając usta ręką. W duchu modliła się by ten sen nie okazał się proroczym ...
- Basia ... ? – widząc dziwne zachowanie przyjaciółki, Adam szybko wstał zza swojego biurka i podszedł do niej, klękając i łapiąc ją za ręce. - Co się stało? Płakałaś? Baśka! – przestraszył się nie na żarty, czując, jak cała się trzęsie. Wstał i bardzo mocno ją do siebie przytulił, głaszcząc dłonią po włosach. – Już, spokojnie! Cii ...
- Adam ... – wyszeptała jego imię. – Marek nie żyje! ... On nie żyje! Zostawił mnie .... On nie żyje! – wrzasnęła, próbując uwolnić się z uścisku komisarza, ale on mocniej ją przytrzymał, zwracając jej wzrok na swój. – Puść mnie! Ja chcę umrzeć!
- Baśka! ... Co ty opowiadasz? Znajdziemy Go, słyszysz?
- On nie żyje! ... Zostawił mnie i dzieci! - wyłkała
- Nic mu nie jest, rozumiesz? Znajdziemy go prędzej, niż Ci się wydaje! Obiecuję! ...
Storosz nie miała już siły. Zjechała po ścianie do pozycji siedzącej, ukrywając twarz w dłoniach. Zawada usiadł obok niej i po raz kolejny przytulił, próbując jakoś ją uspokoić. Sam nie wierzył za bardzo w to, co mówi, ale starał się jakoś trzymać. Musiał! Dla najlepszego przyjaciela i tej blond istotki.
Zapewne długo by tak jeszcze rozmyślał, gdyby nie Szczepan. Wbiegł do pokoju, zatrzymując się przy blacie i nie zastanawiając się nad słowami, które wypowie, krzyknął:
- Znaleźli ciało Marka ... !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ewcia760
Administrator
Dołączył: 28 Gru 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:22, 12 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
c.....ciało??? niemożliwe!!! Daisy jesteś geniuszem. Proszę pisz szyko c.d.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anulka :D
Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:11, 02 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Daisy to jest rewelacyjne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gGreen v1.3 // Theme created by Sopel &
Programosy
|